wtorek, 12 listopada 2013

die 7-8 No­vem­bris 1633 - kaletka Angielczyka.


We wrześniu i październiku 1633 roku wojska JKM ścisnęły Moskali w obozie Szeina. Ci słali do Cara listy o pomoc, i taka o to przygoda wynikła:

"Ztą­dże sro­gi głód wzglę­dem koni cier­pią, tak iż od nich znacz­nie od­pa­dli, gwo­li cze­mu wy­pra­wi­li byli do Cara jed­ne­go Lej­te­nan­ta na imię Pe­ter Hen­ne­ma­na Gdańsz­cza­ni­na z li­sty, oznaj­mu­jąc o swoich nie­do­stat­kach i wiel­kim ści­śnie­niu (przy któ­rym było in­szych li­stów wie­le do róż­nych bo­jar mo­skiew­skich), przy­daw­szy mu koni 40. Ci, nie mo­gąc in­szą dro­gą się prze­kraść, po­szli tą stro­ną mimo Dzie­wi­czą górę ku Bia­łej. Ale dwóch z nich 7-No­vem­bris przy­wie­dzio­no z fa­scy­ku­łem li­stów, któ­rzy na­przód w kon­fes­sa­tach swo­ich o nie­do­stat­kach obo­zu swe­go, a mia­no­wi­cie wzglę­dem kon­nych, potym o wy­pra­wie­niu tego Hen­ne­ma­na po­wie­dzie­li. [...] Ja­koż na­za­jutrz, to jest 8 No­vem­bris wpadł w ręce na­sze. Ten mie­dzy in­szy­mi kon­fes­sa­ta­mi o znacz­nym ści­śnie­niu woj­ska nie­przy­ja­ciel­skie­go po­wie­dział. [...] Po­wie­dział, że i o od­sie­czy się spo­dzie­wa nie­przy­ja­ciel Maj­stru­ka ze 20000 dwo­ru carskie­go. I już snadź 4000 lu­dzi jest w Do­ro­ho­bu­żu, któ­rzy na dru­gich ocze­ki­wa­ją. Przy których to ludziech twier­dził być jed­ne­go An­giel­czy­ka, któ­ry ro­zu­mie­jąc, że jesz­cze obóz mo­skiew­ski jest pod Smo­leń­skiem, na­ro­bił był kil­ka­set trą­bek z bla­chy, któ­ry­mi dymy ja­kieś za­raź­li­we lu­dzi za­bija­ją­ce pusz­czać miał. Tych i te­raz prze­ciw nam chce za­ży­wać. O tym­że ku­gla­rzu tref­ną pra­wił nar­ra­cyą, twier­dząc, że sam na to pa­trzył. Do­ma­gał się (po­wia­dał) u Cara w sto­li­cy, aby mu obe­rster­stwo kon­fe­ro­wał, obie­cu­jąc pręd­ko re­gi­ment ze­brać. Gdy mu tego Car od­mó­wił, po­czął o tę re­pul­sę expo­stu­lo­wać, chlu­biąc się, że taką sztu­kę umie, ja­kiej­by ża­den z daw­nych obe­rste­rów do­ka­zać nie mógł. Co gdy Cara do­szło, roz­ka­zał Iwa­nu Mi­ki­ty­czo­wi, stry­jo­wi swe­mu, aby się kunsz­to­wi temu przy­pa­trzył. Za­wo­ła­ny od Mi­ki­ty­cza An­giel­czyk i do izby wpro­wa­dzo­ny, o woli car­skiej wia­do­mość od nie­go wziąw­szy, spy­tał, ja­kich­by Ca­ro­wi lu­dzi po­trze­ba było? Od­po­wie Mi­ki­tycz: "Raj­ta­rów." Zara­zem tedy An­giel­czyk do swo­jej ka­let­ki; do­bę­dzie z niej dre­wien­ka na kształt mysz­ki, wrzu­ci to dre­wien­ko pod piec w dziu­rę, za­ko­ła­taw­szy w piec pal­ca­tem, za­wo­ła;

"He­raus!" Ali­ści raj­tar na ko­niu w zu­peł­nym ki­ry­sie wy­je­dzie. Pyta Mi­ki­ty­cza, je­śli­by wię­cej po­trzeba. I to an­nu­en­te, zno­wu za­ko­ła­ce, "he­raus" wo­ła­jąc. Ali­ści się kil­ka­na­ście raj­ta­rów z onej dziu­ry wy­sy­pie. Po­czną po onej izbie się uwi­jać, a Mi­ki­tycz w nogi. Do­pie­ro po­szle do one­go ku­gla­rza, żeby swo­im raj­ta­rom wy­je­chać z izby ka­zał, lecz on nie chciał, ażby ich pier­wej Mi­ki­tycz po­czę­sto­wał. Przy­nie­sio­no za­tym flasz­kę go­rzał­ki wiel­ką, któ­rą on z swy­mi ju­na­ka­mi wy­piw­szy, na­zad im do dziu­ry ka­zał. Oni dic­to pa­ru­erunt, a on swe­go z niej dre­wien­ka do­byw­szy do ka­let­ki go scho­wał. Sła­be sub­si­dium woj­sku pod Smo­leń­skiem bę­dą­ce­mu z tych raj­ta­rów Car być ro­zu­miał, dla te­goż one­go ku­gla­rza bła­zeń­stwem od­pra­wił, a mia­sto obe­rster­stwa, le­d­wo mu w woj­sku swo­im być po­zwo­lił."

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz