piątek, 26 września 2014

die 26 Septembris - Vox Leonis




Taką o to mową przywitał króla Władysława we Lwowie pisarz i poeta lwowski Józef Bartłomiej Zimorowic:

"Vox Leonis

Oto kiedy za staraniem króla okręt Rzplitej ocalał od burzy, to niech sprawca tego raczy zezwolić, by wśród powszechnej radości i Lwowianie go w swym grodzie odpowiednio uczcili.
Snop herbowy Wazów (bo do herbu należało ówczesnym zwyczajem każdy panegiryk nawiązać), przyniósł Zygmunt III. Z nieurodzajnej Szwecyi i przekazał go Władysławowi, a ten ozdobił go potrójną koroną wskutek własnej zabiegliwo­ści. Widząc to Polacy poruczyli mu, co mieli najdroższego: wolność i bezpieczeń­stwo, sławę otrzymaną po przodkach, rodziny i dobytek, a on nietylko, że nie uszczuplił niczego, ale i owszem powiększył wszystko przez zwycięskie wojny i w ten sposób dowiódł, że na koronę królewską najpierw zasłużyć potrzeba. Ale oto Bóg jeszcze jedne nową koronę mu okazuje. Idź więc Władysławie! dokąd Cię przeznaczenie wzywa. Polacy mianowicie zewsząd nieprzyjaciółmi otoczeni wła­sną dzielnością tylko się utrzymują i ustawicznie na nową sławę zarabiają, przeka­zując ją następnie dzieciom, potomkom dawnych Sarmatów, których Florus nie­słusznie o wiarołomstwo i tchórzowstwo obwinia. Sarmaci bowiem przeciwnie od­znaczali się walecznością, a spadkobiercy ich sławy Polacy dotyczas niezwyciężeni przez nikogo. Niechaj jednak czuwają, bo niebezpieczeństwo grozi jeszcze z północy i południa, niechaj oddadzą dług ojczyźnie i idą za wzorem dawnych wodzów i nowego króla, który przedtem wszystkich wrogów pokonał, a obecnie pychę Turków na proch ściera. Turków! tych potworów wylęgłych koło Kaukazu, co zalały Azyą Mniejszą i znaczną część Europy. Upadł Konstantynopol, upadła Grecyą, anioł rzezi i mordów rozpostarł tam swe panowanie i w postaci smoka nie­nasyconego zwrócił się ku północy, aby w polskiej krwi resztę pragnienia ugasić. Wtedy to rozpoczęły się zapasy, których żadne pióro opisać nie zdoła. Z jednej strony okrucieństwo, a z drugiej potęga ducha polskiego. Przeróżne klęski przeko­nały wreszcie Turków, ze w otwartym boju Polski pokonać nie mogą. Chwytają się więc podstępu i na rozmaite sposoby ojczyznę nasze w swe sidła uwikłać usiłują. Bądźmy więc ciągle czujnymi, bo oto nowy Osman czyha na nasze zgubę i pasie myśl swoją nadzieją zwycięstwa nad Polakami. Nic nie stworzyła natura nad niego straszniejszego, nic nieuczciwszego i nam nieprzyjaźniejszego. Dlatego za ocalenie na teraz od zguby złóżmy dzięki przyjaznym potęgom niebieskim i Władysławowi królowi. Cześć Tobie Władysławie, bo sławę Polski zachowałeś i Turków innym pokój narzucać przyzwyczajonych, do proszenia o pokój zmusiłeś. Ty od dawna przywykłeś wrogów zwyciężać. Kiedy więc teraz we Lwowie ich do nóg swoich usłałeś, to nie zapomną tego nigdy kroniki lwowskie, a zemstę Twoje poczują wro­gowie, bo Ciebie nikt bezkarnie nie zaczepił. Niech więc grozi turecka potęga, komu chce, nam ona nie straszna. Ponieważ zaś tu we Lwowie starłeś pychę wro­gów, przeto nowa stąd chluba dla miasta, które już niejednokrotnie widziało powo­dzenie oręża polskiego, a obecnie na karcie dziejowej zapisuje zawarcie chlubnego pokoju z Turkami. Pokój bowiem jeszcze korzystniejszy od wojny, gdyż przywraca powagę sprawiedliwości, zamarłej wśród odgłosów wrzawy wojennej. Słusznie więc cała Polska czci w królu Władysławie najdzielniejszego obrońcę najżywot­niejszych spraw swoich."


A tak wyglądały przygotowania miasta do uroczystego wjazdu. tekst zaczerpnąłem z opracowania Pobyt Władysława IV we Lwowie w roku 1634r. autorstwa Juliusza Keck Korneli

Brama od strony Krakowskiego Przedmieścia
 Na pierwszą wiadomość o zamierzonym przyjeździe króla z Warszawy postanowiono przedewszystkiem zająć się urządzeniem bramy wjazdowej. W tyra celu 12. września za pomocą wyłomu w murze zrobionego poczęto rozszerzać bramę koło cekhauzu od strony przedmieścia krakowskiego (niestety jest tu jakaś nieścisłość, w owym czasie arsenał miejski stał po wschodniej stronie miasta, podobnie jak stara baszta prochowa, a przedmieście krakowskie było po zachodniej stronie miasta; Król wjeżdżał raczej od zachodu bo jechał z Warszawy) , aby ustawić tam łuk tryumfalny, czyli „portyk" lub „arcus triumphalis". Wśród tej roboty przybył 16. września Bogatko, stanowniczy królewski, i stanął gospodą u Alberta Zimnickiego, nader wpływowego pisarza miejskiego, mającego rozległe stosunki z przeróżnymi osobami w Warszawie. „Ofteyalistg" królewskiego trzeba było sobie ująć podarunkami i sutem przyjęciem „aby panów mieszczan gospodami nie angażował". Mieszczanie lwowscy byli już do tego przyzwyczajeni, że nic darmo nie przychodzi, i że pieniądz to najlepszy środek, trafiający najpewniej do przekonania tak pana jak i sługi. To tez „z rozkazania panów radziec" „zabiegając, aby miastu w dysponowaniu gospod ciężkości nie czynił" dano mu zaraz „pieniężną stacyą" i „podejmowano żywnościami", póki król nie przyjechał. „Mięso, kury, pieczenie, ryby, chleb, jarzyna i przeróżne korzenie" były na jego rozkazy, a miasto zapłaciło nawet za pół garnca wina, którym go „wyczęstował" niejaki p. Rychowski. Nadto gdy wszystkich podarunkami obdarzano, wpłynęła i do jego kieszeni 100 złp. „pro contentatione według dawnego zwyczaju". Za przyjazdem stanowniczego zabrano się jeszcze raźniej do przygotowań. Wysłano Wilkowskiego, jednego z miejskich dygnitarzy do proboszcza w Janowie i zarazem sekretarza królewskiego, celem bliższego „naradzenia się nad sposobem przyjęcia" i zaczęto wybijać ściany z kamienicy Korniaktowskiej, późniejszej królewskiej do Szembekowskiej i Bernatowiczowskiej. Na pierwszem piętrze tych trzech w ten sposób połączonych kamienic urządzono pokoje dla króla i jego najbliższej rodziny. Okna stąd wychodzą na północnowschodnią część rynku, który w ogóle jako w mieście na wskroś handlowem, nie musiał się wówczas zbyt uroczo przedstawiać. Koryta rybne, służące do użytku licznych podówczas handlarzy ryb, słoma i rozmaitego rodzaju śmiecie zalegało plac wolny przed przyszłem mieszkaniem Władysława IV. Wszystko to usunięto teraz na czas pobytu króla, a lwa kamiennego, herb miasta Lwowa wyobrażającego, pomalował na nowo Stanisław malarz za skromną sume 7 groszy polskich.

Kamienica Korniaktowska
Miał jednakże ów Stanisław i korzystniejszą robotę. Na wieży ratuszowej wznosił się podówczas inny mniejszy lew, „lewkiem" przezwany. Koło niego wybudowano teraz małe rusztowanie, z którego „Matys" cieśla miał powiewać chorągwią złotem i srebrem haftowaną, a zdobną w herby Rzplitej i rodziny Wazów. Malowanych herbów do niśj jak i do innych jeszcze chorągwi potrzebnych podczas uroczystego wprowadzenia Władysława IV. do miasta, dostarczył również ów Stanisław.

Równocześnie postępowała praca nad wykończeniem portyku, którego przystrojenia podjął się przedsiębiorca Anzelm Swiątkowicz za 100 złp. nie wliczając w to roboty ciesielskiej i murarskiej. Z zadania wywiązał się szybko, ale nienawistny wiatr „psował" ustawicznie płótna i rajcy musieli je nowymi zastępować. Kiedy zaś wiatru nie stało, to znowu hajduki panów dopuszczały się rozmaitych psot, aż wreszcie zapobiegła wszystkiemu miejska straż nocna, której osobnym rozkazem polecono czuwać na dziełem dowcipu lwowskiego. Podobny los spotkał był i „emblemata", drukowane częścią na papierze białym, częścią zaś na białej i ceglastej materyi jedwabnej, kitajką lub taftą zwanej. Już były w zupełności gotowe, kiedy okazało się, że „drukarz (Jan Szeliga) się pomyleł". Musiano mu je zwrócić i za wydrukowanie innych nową, kwotę pieniężną
zapłacić.
Następnie należało się zająć wynajęciem odpowiedniej orkiestry. Ówczesny Lwów jednak nie oddawał się ze szczególnem zamiłowaniem uprawie sztuk pięknych. Mieszkał w nim wprawdzie muzyk Orzeł, który za „pół talera lewkowego" ułożył w tym celu „echo correspondens" ale właściwej nawet skromnej orkiestry nie było. „Słało się" więc po nią do Żółkwi i przywiozło w wigilią królewskiego przyjazdu. Nieliczna to była grupa muzykantów, kiedy zmieścili się na jednej „furmance" i podobna w zupełności do naszych malo - miasteczkowych, kiedy za trzy dni zajęcia zadowolnili się 20 złp. „Spróbowali" najpierw „grania na ratuszu" a kiedy próba się udała, miasto dało im „kontentacyi" 2 złp. i 10 gr. „aby pilni byli przyjazdu Króla JEMci". Oprócz tego umieszczono w ratuszu trębaczy, których obowiązkiem było trąbić podczas wjazdu króla na rynek, zatoczono działa na wały, aby strzałami armatnimi powitać upragnionego monarchę, postarano się o kosztowne podarunki i niezrozumiałą dla nas ilość ryb korzeni, fig i rozynek i zakupiono wreszcie odpowiednią ilość wina.

O kuchnię królewską miało miasto także staranie; oprócz 6 wołów i jednćj beczki wina dostarczało kilkakrotnie nader znacznej ilości wszelkiego rodzaju ryb, jakich tylko na Rusi Czerwonej dostać było można. Kiedy zaś król z powrotem do Warszawy odjeżdżał, to osobnym wozem prowadzono za nim w podarunku od miasta jeszcze jedne beczkę ryb, sześć kamieni wyziny (rodzaj kawioru) i dwa kosze fig i rozynek."

były też takie wydatki:
Kupiono łokieć adamasku na oprawę chorągwie, 5 złp.
Stanisławowi Malarzowi od malowania y za złoto zapłacono złp. 12.
Malarzowi od malowania ty chorągwi, za złoto y srebro do Herbów dałem złp 6.
Za sztukę płótna co wiatr popsował w bramie dało się gr. 15
Za cwiecky, snory do portyku, bowiem wiatr psował 25 12
Cieśli dało się na cwiecky, aby poprzybijał płótna w bramie przez hajduki popsowane 15
Straży nocnej, którzy strzegli portyku abo bramy dla odarcia z niej płótna przez noczy cztery 27
Za trzy łokci białej Kitayki, Tafty dla drukowania Emblemat na przyjazd JE. Król. Mei złp.6
Item za trzy łokcie kitayki Czeglastey tawty na też emblemata złp.6
Za papier biały dla drukowania tychże Emblemat złp.5
Selidze Drukarzowi od drukowania złp.4
Tenuis powtóre dało się od drukowania, bowiem się był pomyleł, dałem złp. 3
Item za Papier na insze, aby drukował złp.3
Za iednę Becka wina kupioną od Pana Jana Ubaldrna (kupca i rajcy włoskiego pochodzenia) dla rozesłania między IchMość Panów Senatorów za fl. 220;
Paniey Janowey Schlegielowey za l0 12 garca co becka wystarcicz nie mogła na rozesłanie a fl. 4 fl. 42.
Oprócz tego jako podarunek dla samego króla zakupiono jedne beczkę znacznie lepszego wina za 350 złp.
Sniczerzowi do wyrzezania Essów, Orła i korony Baldechinum fl.15
Za drzewek 6 fl.3
Od okowania tych drzewek fl.2
Za sroby do Baldachynum fl.2 gr. 25
Za Galky do Baldekinum fl.5
Za narozniky żelazne dało się .fl.2
Za Jedwab łotow 20 na kutasy Nio 65fl.16
Za złoto do tych kutasów fl.20
Pasamonikom od roboty Kutasów fl.15
Za złoto do pozłoty B ldekinum 48
Od Pasamonow do Baldekinu pozycania 10 Xiędzu Proboszczowi Świętego Ducha, co w kościele dopuscieł robić Baldekinum .1 gr. 7 12
Za łokci 6 Atlasu a fl. 7 42
Za łokci trzy y owierć iednę Tafty a fl. 4 .14
Za Cwiecky mosiądzowe białe .5 gr. 6
Pomocnikom, którzy pomagali Baldekinum robić sprawiła się wiecerza, która kostowała 8 gr. 12
Razem 209złp. 20 12 gr.
Woźnicy Pana Bełskiego, który Pany woził przeciw Królowi JE. Mci w pole witać, dano contentaoyą zł. 4. Za snor jedwabni do kluczów miejskich i z sychem dałem fl. 1 gr. 6. Za trzy łokcie Adamasku szkarłatnego, co się na niem klucze oddawały po fl. 5..... fl. 15.

die 26 Septembis 1634 - Lwów przystraja bramy i buduje „Ar­cus Trium­pha­lis”



Widok Lwowa
Po udanej kampanii smoleńskiej i upokorzeniu Moskwy, król ruszył na sejm, a potem do Lwowa. W lipcu sejm pozwolił królowi sposobić się do wojny z Turkiem, a i sam król chętnie chciał znowu podjąć rolę obrońcy całego chrześcijaństwa. Amurad IV za namową Abazy Paszy szykował wielką siłę na Rzeczpospolitą. Chciał wyzyskać zaangażowanie Rzeczpospolitej w wojnie o Smoleńsk. Jednak po Pokoju Polanowskim utracił sprzymierzeńca.
Król we Lwowie zamierzał organizować wojsko. Stare wojsko wymagało uzupełnień, a listy przypowiednie na nowe zaciągi, trzeba było rozesłać.


Tak Xiąże Albrycht Stanisław Radziwiłł opisuje wjazd do Lwowa:

"26 września
Kiedy 26-go znużeni zbytnim upałem i kurzem w czasie drogi zamierzaliśmy odpocząć około godziny dziesiątej, a potem o wieczornym chłodzie dalej odbywać podróż, dają nam nagle znać, że król postanowił w godzinie drugiej po południu wjechać do Lwowa. Dlatego prędko zjadłszy obiad i wysławszy przodem konie przeznaczone do uroczystego wjazdu, w samo południe, przy skwarze prawie kanikuły, musieliśmy wyjechać i cztery mile przebyć w szybkiej jeździe. Przyjechaliśmy do Lwowa na godzinę przed wjazdem króla, okryci kurzem, spragnieni, na zmęczonych koniach. Ledwie przyszliśmy do siebie i zmieniliśmy okrycia na bardziej uroczyste, zaraz dosiadłszy koni, udaliśmy się na przedmieście i tam witaliśmy króla. Nie zsiadając z koni jechaliśmy przed nim w wraz z innymi do miasta. Było dziesięciu senatorów. Mieszczanie, przybrani w uroczyste, bogate szaty, w otoczeniu straży wyszli w pole witać króla. Ormianie na koniach z turecka ubranych w pióra uczestniczyli w triumfalnym pochodzie; chociaż w 1621 r., kiedy król Zygmunt III z powodu wojny tureckiej przybył do tego miasta, Ormianie wystąpili wtedy jeszcze wspanialej na koniach zdobnych w czaple pióra w grzywach. Kilka chorągwi moskiewskich dodało jeszcze świetności tej pompie. A że wtedy przez cały miesiąc wrzesień nie spadła na wyschniętą ziemię nawet kropla deszczu, kurz zmniejszył liczbę obecnych i przysłonił cały widok. Twarze i suknie wszystkich były tak nim pokryte, że wydało się, jakoby można było na nich pisać. Trwał ten uroczysty wjazd aż do godziny siódmej wieczorem. W mieście i na Wysokim Zamku rozbrzmiewała muzyka oraz huk dział. Przy wejściu na rynek widziano jeden łuk triumfalny, i to mniejszy niż w innych miastach. Władze miejskie niosły nad królem baldachim od bramy aż do jego mieszkania. W katedrze wedle zwyczaju kapituła witała mową króla pod nieobecność arcybiskupa; odpowiedział jej sekretarz wielki koronny. Potem w rynku zsiadł król z konia (przeznaczono królowi do jego dyspozycji cztery kamienice połączone przebiciami). Po odprowadzeniu tam króla i królewiczów, którzy również pozostali w rynku, wszyscy rozeszli się do swych gospód. Ja korzystałem z wygodnego pomieszczenia z drugiej strony rynku."





piątek, 19 września 2014

die 7 Septembris 1633 - Król wkracza do akcji

W siódmym dniu września 1633 roku Król Władysław IV wyprowadził pierwsze natarcie większością sił, na oblegające Smoleńsk siły moskiewskie. Celem ataku były ostróżek pułkownika Mattisona wzniesiony na Górze Pokrowskiej. Ostróżek ten zamykał od północy drogę do mostów prowadzących do Bramy Królewskiej. Tędy Król postanowił wprowadzić posiłki do miasta. Wojskiem atakującym ostróżek dowodził Król i XJM Krzysztof Radziwiłł. W tym samym czasie Marcin Kazanowski blokował siły księcia Prozorowskiego, który przez most na Dnieprze mógł dać wsparcie pułkownikowi Mattisonowi. Do Góry Pokrowskiej broniły dostępu aż trzy linie obrony. Pierwsza ustawiona z kobylin, druga z usypanymi szańcami i trzecia główna pozycja z ostróżkiem.


Ostróżek pułkownika Jerzego Mattisona
"Die 7
... Druga część wojska z JKMcią, bo dalej krążyła, stanęła na placu o godzinie jedenastej, wielka tu była równina, bo chociaż góra idzie przykro do rzeki, ale na wierzchu równa jest z polem i chrostami, które następują. Z tych chrostów wojsko nasze przyszło, a Moskwa niemal wszytką górę kobylinami dwoistemi na dwa łokcia i daliej wysokiemi otoczyła, nie mogli nasi przystąpić, aż te kobyliny zniosłszy. W sprawie za kobylinami stał nieprzyjaciel, częste i gęste chorągwie piesze i jezdne pokazowały się. Do tych kobylin wprzód poszedł pieszo z swojemi p. Wojciech Pęcławski na sławę i oczyszczenie infamiej mężnie w oczach wszytkiego wojska zarabiając, strzelano do niego i ludu jego gęsto, Pan Bóg jednak ich bronił, że nie z wielką szkodą obcięli siekierami kobyliny, zaczym wojsko jezdne i piesze wszedszy prętko nieprzyjaciela z pola spędzili."

Atak na pierwszą linię obrony Góry Pokrowskiej - "kobyliny"
 w innej relacji czytamy:

"Szedł tedy Król JM z wojskiem i inni na całą noc, obchodząc straży nieprzyjacielskie trzy mile niemal na koło, nie na rękę beło wojsku, że przewodnik w ciemną bardzo noc, co wojsko prowadził, zbłądził i tak, cośmy mieli równo z świtaniem witać ich, tośmy nie przyszli ledwo trzy godziny na dzień pod szańce nieprzyjacielskie na Górze Pokrowskiej będące i trojakimi kobylinami obwarowane, na które piechota nastąpiwszy, a wprzód jazdę z pola spędziwszy, kobyliny (piechota za powodem p. Wojciecha Pęclawskiego, który się na tę odwagę puścił) siekierami wysiekać musiała, tam barzo gęsta na nich beła strzelba z dział i z ręcznej strzelby, gdzie i król JM narażał się barzo na ogień i niebezpieczeństwo, a to jednak z łaski Bożej zniozszy kobyliny i z tego, i z dalszego ku ostrogowi miejsca Moskwę zegnano i aż pod sam ostróg na Moskwie jechano, …"

a tak owe kobyliny opisuje Wilhelm Hondius:

"Nieprzyjaciel, uprzedzony o zbliżaniu się naszych, przygotował z tyłu rogatek (kobylin), ot sześciu do siedmiu tysięcy ludzi uszykowanych do bitwy. Kiedy Król uszykował swoje wojsko, przybył Xże Jeo Mść z kilkoma rotami kozaków, pieszych niemców i hajduków, uzbrojonych w siekiery i szpadle by zniszczyć rogatki; te wzniesiono z długich sosnowych bierwion, zaopatrzonych w gęsto i mocno wiązanych na krzyż naostrzonych kołków, i tak dobrze splecionych, że nie lekko było je porąbać. Moskwicini tak uparcie bronili rogatek, że wielu z piechurów padło. Wreszcie po długiej walce, rogatki (kobyliny) zostało porąbane, i wszystkie wojsko mogło wreszcie przechodzić."


schemat typowych moskiewskich kobylin wg W. Hondiusa

 O dalszych postępach wojsk królewskich w tym dniu już niedługo.

czwartek, 11 września 2014

Augustii 1633 - "w Borysowie"


Idąc ku Smoleńskowi wojsko stroniło od pośpiechu, ale nie stroniło od rozrywek.  Między dwoma autoramentami dochodziło do kłótni o zatargów, choć i w jednym i drugim służyli Polacy. Jedno z takich zdarzeń znajdujemy w jednym z diariuszy. W sierpniu, w drodze do Orszy na spotkanie z królem. Husarze spod chorągwi króla JMci zwadzili się z piechotą Reinholda Rosena. Piechotę tę opisano jako chłopów, choć w liście przypowiednim dla gwardii taką o to wskazówkę co do pochodzenia żołnierzy zamieszczono: "którą osobliwie z ludzi szlacheckich". Także werbowani mieli być żołnierze herbowi. W historii piechoty polskiej takie regimenty już powstawały, więc to nie była nowość. Jeśli to byli chłopi, to czy tak odważnie stawali by przeciw towarzyszom husarskim, i to z królewskiej chorągwi?

Bójka w karczmie według Stanisława Grocholskiego (19-20 wiek.)
"O zwadzie w Borysowie nie pisałem przedtym, teraz wypisuję, która z leda czego i przez leda kogo zacząw­szy się, poszła wyżej. Pacholik spod chorągwie króla JMci piwszy z woźnicą królewskim tamże w Borysowie w karczmie, gdy na rozchodzeniu woźnica szynkarce miodu, co wypił w gospodzie, zapłacić nie chciał, a pa­cholik on, co z nim pił, napominał go, aby zapłacił, ów zaś płacić nie chciał, zaczym od słowa do słowa, aż przyszło im do załebka i gdy się sami biją, gruchnęło, to i z obu stron hultajstwo im przybywało do posiłku, tam iż woźnice królewscy w większej liczbie byli, bo ze­wsząd im na pomoc Rożnowa piechota biegła, przyszło szwankować onemu pacholikowi i usarzom dworskim, aż potym z obu stron zajuszywszy się do tego przy­szło, że chorągiew dworską inconsulte podniózszy wy­szli w pole przeciw Rożnowym, tam w tym tumulcie chorągiew królewska zdrapana i znieważona. Widząc tedy towarzystwo spod chorągwie usarskiej KJMci, że nierówna im z tak wielką zgrają chłopstwa piecho­ty Rożnowej sprawa, dawszy pokój kupie, a przedniejszego między sobą towarzystwa wybrawszy, wyzwali na pojedynek przedniejszych z regimentu Rożnowego ex adversa parte. Pan Skarszewski towarzysz naprzód wyzwał samego obestera Rożna, inni także drugich ka­pitanów i oficyjerów jego. Obstitit za tym surowym na­kazem KJM i pod gardłem zakazał, i tak ab untrinque musieli dać pojedynkom pokój, a nie bardzo się też nań kwapił p. Rożen. Sądzono po tym judicialnie te rzeczy, ale siła ich sarka na to, że tnitius niż beło trzeba skarano authores, bo ścięto tylko jednego czy drugiego hajduka, a o zdrapanie chorągwie dwudziestu woźnic kijmi bito, a to przepadło, co z usarzów nabito i nakaleczono."
Bójka w karczmie według autorstwa Jana Steena 17 wiek